Kiedy już dostałam maszynę do szycia postanowiłam zrobić poszewkę na poduszkę. Pomyślałam, że jest to w końcu najprostsza rzecz do uszycia. Tak na początek żeby sobie przypomnieć co i jak... ale żeby nie było za prosto postanowiłam, że naszyje sobie na poszewkę aplikację. I wszystko było by super gdyby nie mój pomysł na materiał... Jak to określiła moja mama: na początek już chyba gorszego nie mogłam wziąć... a wzięłam gruby plusz.
Zamek jeszcze przyszyłam w miarę bezproblemowo ale... no właśnie ale, jak przyszło do naszywania aplikacji to za nic nie chciało się ładnie przyszyć, nitka się kotłowała w bębenku na dole i tylko straciłam dużo nici... ostatecznie się wkurzyłam i poszewka przeleżała pół roku na kupce "na później".
Ostatnio robiłam porządki i doszłam do wniosku, że w między czasie kupka "na później" nieco się rozrosła i okazało się, że leżą tam już rzeczy, które tak sobie leżą nawet i 4 lata więc wzięłam wróciłam do niewdzięcznej aplikacji i jeszcze raz postanowiłam ją przyszyć na maszynie.
Niestety dalej była tak samo niewdzięczna. Zrezygnowałam więc z przyszywania jej maszyną i zrobiłam to starym sposobem - ręcznie. Kiedy już pokonałam problem z aplikacją zasiadłam do maszyny i zszycie pozostałych trzech boków poszewki było już bułką z masłem... choć i tu nie obeszło się bez wpadki... tak się zaaferowałam tym, ta aplikacja w końcu tkwi na poszewce że zapomniałam rozsunąć zamek.... Więc nie obeszło się z odrobiny prucia :P
Najważniejsze że ostatecznie się udało i że poszewka z głową psa (Tofikem - jak twierdzi mój mąż) wyszła mi naprawdę nieźle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz